Zaczęła się szkoła a wraz z nią nowe obowiązki. Po przeprowadzce odległość do szkoły się zwiększyła więc jak na razie dowozimy dzieci dolmuszem lub chodzimy pieszo ale planujemy wykupić serwis. Ze względu na czystki jakie miały miejsce w szkolnictwie wielu nauczycieli zostało zwolnionych, kilka prywatnych szkół zamkniętych więc dzieci tam uczące się zaczęły oblegać te lepsze podstawówki państwowe. W naszej szkole utworzono dodatkowe klasy właśnie dla tych dzieci a liczba uczniów w klasach zwiększyła się do ponad 40 osób. Klasa mojej córki ma "szczęście" gdyż jest w niej 38 uczniów. Nowych doszło jedynie 2.
Nadal obowiązują szkolne mundurki, choć część dzieci nie dostosowuje się do tego i rodzice ubierają je po prostu na biało granatowo. Przyznam, że ja również jestem jedną z osob, które są przeciwne mundurkom. Nie ubieram dziecka jak na bal a w kolory nakazane przez szkołę i odpowiednio w spodnie lub spódnicę i białą bluzkę. Młodsza córka, która uczy się w szkolnej zerówce nie ma obowiązku noszenia mundurka, kolorystyka jest całkowicie dowolna jedyny nakaz to leginsy lub spodnie dresowe i bluzka by dzieci mogly się swobodnie poruszać podczas zajęć i na placu zabaw.
Naszą szkołę czeka jeszcze jedna ważna zmiana. Jak do tej pory szkoła prowadzi zajęcia rano i po południu. Rano mają lekcje uczniowie gimnazjum, po południu - podstawówka. Kolejną zmianą związaną z czystkami i zamknięciem niektórych szkół po nieudanym puczu będzie przeniesienie gimnazjum do zamkniętego prywatnego koledżu a w naszej szkole podstawówka ma mieć zajęcia tzw całodniowe czyli od 9 do 14.30. W tej chwili lekcje trwają od 13 do 18. Zmiana godzin lekcyjnych wiąże się z dłuższą przerwą południową na ciepły obiad i otwarciem stołówki. Według wyjaśnień dyrektora, po zmianie zostanie otwarta stołówka i zatrudniona firma cateringowa, która przygotuje obiady zwane tutaj tabldot. Czyli domowe obiady czterodaniowe. Dyrektor przewiduje miesięczne opłaty za obiady w wysokości około 200zł. Obecnie dzieci korzystają ze sklepiku oferujacego slodycze i budki z jedzeniem fastfoodowym. Oczywiście jest dłuższa 20 minutowa przerwa na posiłek, który najczęściej dzieci przynoszą z domu. są to owoce i jakaś bułka czy domowe ciasto, jednak na ostatnim zebraniu jedna z matek z trójki klasowej uświadamiała rodziców by dawali dzieciom do śniadaniówki różnego rodzaju suszone owoce i orzechy a nie słodycze czy produkty mączne. Dzieci przychodza do szkoły po zjedzeniu domowego obiadu a według tureckiego planu posiłkowego po powrocie do domu zjedzą sutą ciepłą kolację przpominającą obiad więc garść suszonych owoców i orzechów zjedzona między sutymi posiłkami zapewni im energię i zaspokoi głód. Przyznam, że tak jak w zeszłym roku dawałam córce do śniadaniówki coś treściwego prócz owoców gdyż obiad jadła albo i nie jadła w prywatnej świetlicy, w tym roku do świetlicy nie chodzi więc po domowym zdrowym obiedzie przekąska typu owoce i orzechy całkowicie jej wystarcza.
Żywienie zerówkowiczów wygląda zupełnie inaczej. Nauka w zerówce trwa 4 godziny od 8.30 do 12.30 i dzieci o godzinie 9 jedzą śniadanie a o 11 owoce. Śniadania są przygotowywane przez rodziców. Jednak nie wygląda to tak, że każdy rodzic przygotowuje śniadanie swemu dziecku i dzieci wspólnie jedzą posiłek a raz w miesiącu każda z mam przygotowuje posiłek dla wszystkich dzieci. Jest to dużo bardziej praktyczne choć trzeba mieć na uwadze to iż nie każdy będzie w stanie przygotować posiłek z produktów dobrej jakości co znając turecki sektor spożywczy może się różnie odbić na zdrowiu dzieci, szczególnie alergików. Jutro moja kolej przygotowania śniadania w menu mamy ciasto, borek, mleko i owoc. Postanowiłam przygotować czekoladowe babeczki z rodzynkami i marchewkowe z orzechami i cynamonem do tego borek z serem lub ziemniakami a jako owoc będzie mandarynka. Zobaczymy czy dzieciom z grupy posmakuje. W zeszłym roku od czasu do czasu robiłam dzieciom do przedszkolu różnego rodzaju babaeczki i choć różniły się od tego co przygotowują mamy, zawsze były zjadane ze smakiem :)
Zarówno w klasie starszej jak i młodszej córki organizowane są dodatkowe płatne zajęcia. Starsza córka w tym roku wybrała język angielski, młodsza tańce ludowe, muzykę i szachy.
W tym roku zaczynam dostrzegać niedociągnięcia w tureckiej edukacji i nie jest to wina nauczyciela naszej starszej córki a wina systemu szkolnictwa. Porównując program zajęć z polskiej szkoły i tureckiej z pełną świadomością mogę stwierdzić, że system turecki przygotowuje wtórnych analfabetów. Dzieci tak bardzo ukierunkowane są na rozwiązywanie testów i egzaminy do szkoły średniej, że zupełnie przestają pisać, układać zdania, wypowiadać się. Nie ma dyktand, krótkich wypracowań czy opisów czegokolwiek jedyne na czym się skupiaja to zakreślenie odpowiedniej odpowiedz A, B lub C. nauczyciel uważa, że jego obowiązkiem jest odpowiednie przygotowanie dziecka do egzaminu TEOG czyli egzaminu do szkoły średniej kosztem pozostałych umiejetności, które ma zastąpić czytaniem książek. Większość rodziców się z nim niestety zgadza. Ja nie, samo czytanie książek nie rozwinie w dzieciach poprawnej pisowni a bez rozmów i zadawania pytań nie nauczą się wypowiadać własnego zdania. Przyznam, że wzięłam sprawy w swoje ręce, dużo z córką rozmawiamy, pisanie nadrabiamy na lekcjach polskiego a dodatkowo mąż robi córce dyktanda z języka tureckiego. Pisania nie lubi, strasznie ją nudzi, ziewa, marudzi, wymyśla tysiąc innych zajęć bo nie przywyczajono jej do tego w szkole ale wiem, że malutkimi kroczkami idziemy do przodu. Z czytaniem problemu nie mamy, czyta biegle w obu językach i czyta dużo, nie są to książki z wierszami a dłuższe opowiadania lub książki przygodowe dla dziewczynek.
Zaczynam zbierać owoce mojej pracy i to mnie ogromnie cieszy :)
A tu mam dla Was kilka fotek zrobionych dzisiaj w szkole u obu córek:
Zarówno w klasie starszej jak i młodszej córki organizowane są dodatkowe płatne zajęcia. Starsza córka w tym roku wybrała język angielski, młodsza tańce ludowe, muzykę i szachy.
W tym roku zaczynam dostrzegać niedociągnięcia w tureckiej edukacji i nie jest to wina nauczyciela naszej starszej córki a wina systemu szkolnictwa. Porównując program zajęć z polskiej szkoły i tureckiej z pełną świadomością mogę stwierdzić, że system turecki przygotowuje wtórnych analfabetów. Dzieci tak bardzo ukierunkowane są na rozwiązywanie testów i egzaminy do szkoły średniej, że zupełnie przestają pisać, układać zdania, wypowiadać się. Nie ma dyktand, krótkich wypracowań czy opisów czegokolwiek jedyne na czym się skupiaja to zakreślenie odpowiedniej odpowiedz A, B lub C. nauczyciel uważa, że jego obowiązkiem jest odpowiednie przygotowanie dziecka do egzaminu TEOG czyli egzaminu do szkoły średniej kosztem pozostałych umiejetności, które ma zastąpić czytaniem książek. Większość rodziców się z nim niestety zgadza. Ja nie, samo czytanie książek nie rozwinie w dzieciach poprawnej pisowni a bez rozmów i zadawania pytań nie nauczą się wypowiadać własnego zdania. Przyznam, że wzięłam sprawy w swoje ręce, dużo z córką rozmawiamy, pisanie nadrabiamy na lekcjach polskiego a dodatkowo mąż robi córce dyktanda z języka tureckiego. Pisania nie lubi, strasznie ją nudzi, ziewa, marudzi, wymyśla tysiąc innych zajęć bo nie przywyczajono jej do tego w szkole ale wiem, że malutkimi kroczkami idziemy do przodu. Z czytaniem problemu nie mamy, czyta biegle w obu językach i czyta dużo, nie są to książki z wierszami a dłuższe opowiadania lub książki przygodowe dla dziewczynek.
Zaczynam zbierać owoce mojej pracy i to mnie ogromnie cieszy :)
A tu mam dla Was kilka fotek zrobionych dzisiaj w szkole u obu córek:
Jestem zszokowana liczbą dzieci w klasie. Miałam wrazenie, że już gorzej niż u nas być nie może (klasy liczące po 30 - 32 uczniów) a jednak może. Zupełnie nie wiem jak można efektywnie pracować w tak licznych klasach zwłaszcza w klasach młodszych, gdzie ten bezpośredni kontakt nauczyciela z uczniem jest szczególnie ważny
OdpowiedzUsuńMyślę że dość dyplomatycznie opisalas Emilia system szkolnictwa... Ja,az się boję co to będzie jak moje dzieci zaczną szkole!!! No ale może będziemy w Polsce. Między Turcja a Polska jest przepaść i polska,wypada na korzysc. Siostra mojego męża jest nauczycielka nauczania początkowego i w klasie ma 43 uczniów! Po prostu szok. w Turcji tak jak piszesz sprawę edukacji trzeba wziąć we własne rece, co praktycznie wiąże się z tym że jedno z rodziców nie powinno pracować a przejąć obowiązki nauczyciela... Pozdrawiam Asia
UsuńPrzypomina mi to czasy mojej podstawówki. W pierwszej klasie też było 40 dzieci.
OdpowiedzUsuńRównież i mnie zszokowała liczba uczniów.
OdpowiedzUsuń